Film „Sound of Metal” – na DKF Powiększenie
Oscary 2021
Najlepszy dźwięk Carlos Cortés Navarrete, Jaime Baksht,
Michelle Couttolenc, Nicolas Becker, Phillip Bladh
Najlepszy montaż Mikkel E.G. Nielsen
REALIZACJA | OBSADA |
Reżyser – Darius Marder Scenariusz – Abraham Marder, Darius Marder Zdjęcia – Daniël Bouquet Muzyka – Nicolas Becker, Abraham Marder Scenografia – Jeremy Woodward Kostiumy – Megan Stark Evans | Riz Ahmed – Ruben Olivia Cooke – Lou Paul Raci – Joe Lauren Ridloff – Diane Mathieu Amalric – Richard Berger
|
O FILMIE
Poruszająca, pełna emocji opowieść o losach pary, która z dnia na dzień musi zmierzyć się z wyzwaniem bezpowrotnie zmieniającym ich życie. Mają tylko siebie i muzykę. Ruben jest pełnym pasji perkusistą, a Lu przebojową wokalistką. Gdy ruszają w trasę koncertową, a marzenie o wydaniu debiutanckiej płyty jest na wyciągnięcie ręki, Ruben z dnia na dzień zaczyna tracić słuch. W jednej chwili życie, które dotąd znał i kochał, legło w gruzach, a przyszłość staje się wielką niewiadomą. Jego dziewczyna nie daje jednak za wygraną i postanawia zrobić wszystko, by uratować Rubena i to, co ich dotąd łączyło.
Opowiedzieć historię o nagłych zawirowaniach życiowych, która nie składałaby się z komunałów, potrafią tylko nieliczni. „Sound of Metal”, debiut fabularny Dariusa Mardera, jest właśnie takimi przypadkiem. To wspaniały film o poszukiwaniu sensu w okruchach bezpowrotnie utraconego życia. Swoisty antyspektakl, w którym nie ma miejsca na ckliwości.
Ruben (Riz Ahmed) to perkusista no wave’owego zespołu, w którym jego dziewczyna Louise (Olivia Cooke) zdziera gardło na nihilistycznych tekstach. Tych dwoje poznajemy w trasie jako muzycznych nomadów marzących o wydaniu upragnionej płyty. Za transport a zarazem lokum służy im wypchany sprzętem srebrny kamper. Utrzymują się częściowo z gry, częściowo ze sprzedaży gadżetów związanych z zespołem.
Para wydaje się szczęśliwa. Odhacza kolejne miejsca ze swojego tournée i małymi kroczkami zmierza do obranego celu. Niestety, po kolejnym koncercie słuch Rubena nagle się zmienia. Dźwięki zaczynają się oddalać, rozmywać. Tracą na mocy i precyzji. Wkrótce muzyk niemal zupełnie głuchnie.
Jest jeszcze jeden problem. Ruben to były narkoman. Czysty od czterech lat. Jednak nagłe dramatyczne zawirowanie kładzie się cieniem na wypracowanej podczas odwyku wewnętrznej równowadze. Mężczyzna ma świadomość, że jeden moment słabości może z miejsca katapultować go w objęcia nałogu. Zniszczyć wszystko, co udało mu się osiągnąć podczas ostatnich lat, pociągając za sobą również i Lou – z jej nieprzepracowanymi traumami, unieśmiertelnionymi w postaci sznytów na nadgarstkach.
Jednak zapanowanie nad własnymi impulsami nie przychodzi spektakularnie. Muzyk uruchamia rozciągniętą w czasie procedurę ratunkową. Postanawia zawalczyć o siebie i o dziewczynę, odzyskać utracony słuch i powrócić do życia, które znał i kochał.
W filmie Mardera to właśnie motyw uzależnienia rozbrzmiewa najgłośniejszym echem. Za namową Lou Ruben trafia do placówki dla głuchoniemych z problemami. Miejsce prowadzi niejaki Joe (Paul Raci), który z miejsca tłumaczy muzykowi, że terapia to nie czarodziejska różdżka. Nie sprawi, że bohater odzyska słuch, lecz podpowie, jak z tym faktem żyć.
W ośrodku znajdują się inni w podobnym położeniu, a ich spotkania przypominają mityngi AA. Ruben pomaga w organizowaniu warsztatów dla głuchoniemych dzieci, uczy się języka migowego, chłonie atmosferę miejsca, a następnie poddaje ją własnej refleksji. Wybory muzyka będą jednak inne. Ku rozczarowaniu wszystkich, włącznie z nim samym.
„Sound of Metal” to film o niespokojnej duszy poszukującej ukojenia. Całość rozegrana jest na subtelnościach, niewypowiedzianych słowach i urwanych zdaniach. Oprócz fantastycznej kreacji Riza Ahmeda, uwagę przykuwa fenomenalny sound design.
Twórcy czerpią garściami z kina eksperymentalnego i offowych produkcji, jednak to nie muzyka wpływa tutaj na klimat czy emocje widza, lecz dojmujące a zarazem ujmujące momenty wyciszenia. Słyszymy stłumione dźwięki, rozmyte, niezrozumiałe rozmowy. Na czas dwugodzinnego metrażu stajemy się zakładnikiem zarówno stanu duchowego Rubena, jak i jego niepełnosprawności.
Riz Ahmed anektuje tutaj niemal każdą scenę. Hipnotyzuje, przyprawia o dreszcz emocji – nigdy o łzę wzruszenia. Warto zaznaczyć, że podczas przygotowań do filmu opanował podstawy gry na perkusji, języka migowego, odbywał konsultacje z surdopedagogami. Nie uświadczymy w jego kreacji żadnej sceny, która byłaby przestrzelona, wymuszona czy fałszywa.
BARTOSZ SZAREK Kino nr 3/2021