W dniach od 4 kwietnia do 7 maja odbywa się plebiscyt Dziennika Bałtyckiego „Strażak Pomorza 2014”.
Kwidzyn reprezentuje młodszy ogniomistrz Cezary Goleniewski z KP PSP Kwidzyn. Zasłużony strażak z prawdziwym powołaniem. Nagrodą w plebiscycie jest nie tylko uhonorowanie ciężkiej i ofiarnej służby Cezarego Goleniewskiego, ale cała kwidzyńska jednostka straży zostanie wyróżniona nagrodą 30 000 zł.
Jeśli chcesz oddać głos na mł. ogn. Cezarego Goleniewskiego z KP PSP Kwidzyn to wyślij sms o treści zaw. 7 na numer 72355 (koszt 2.46 zł z VAT).
Rozmowa z młodszym ogniomistrzem Cezarym Goleniewskim z KP PSP w Kwidzynie.
Jak długo jest Pan strażakiem?
Od 1994 roku działam w Ochotniczej Straży Pożarnej w Prabutach. W 2003 rozpocząłem pracę w służbie ratowniczej w Kwidzynie jako ratownik, zaś w 2006 wstąpiłem do Państwowej Straży Pożarnej.
Dlaczego wybrał Pan straż?
Już jako dziecko mieszkałem w pobliżu straży. Strażacy imponowali mi swoją ofiarnością. Z podziwem patrzyłem, jak pomagają innym ludziom. A że w podstawówce chodziłem do szkoły muzycznej i grałem na trąbce, szybko trafiłem do strażackiej orkiestry dętej. Kolejnym krokiem było, wstąpienie w szeregi Ochotniczej Straży Pożarnej ,jako strażak ratownik. I tak już moje serce zostało w straży. Z czasem pragnienie by zostać zawodowym strażakiem było coraz silniejsze.
Cały czas gra Pan w strażackiej orkiestrze?
Niestety nie. Ale obecnie jestem prezesem Ochotniczej Straży Pożarnej i jednym z projektów naszego zarządu jest reaktywacja orkiestry dętej. Może wtedy wrócę do grania.
Pamięta Pan pierwszą akcję, na którą został Pan wysłany?
W OSP pierwszą moją spektakularną akcją był pożar budynku stacji PKP w Prabutach, zaś w PSP pożar naszego starostwa w Kwidzynie.
Którą z dotychczasowych akcji, określiłby Pan jako najtrudniejszą?
Przez dwadzieścia lat trudnych akcji nazbierało się całkiem sporo. Jedną z trudniejszych była na pewno akcja, która wydarzyła się dość niedawno, bo w styczniu tego roku. Był to pożar budynku mieszkalnego, z którego udało mi się wyprowadzić rodziców z małym dzieckiem. Niedługo po tym zdarzeniu przyszli do komendy, by mi podziękować. To była niesamowita chwila. Najpiękniejsza zapłata, za wszystko co do tej pory zrobiłem. Pierwszy raz coś takiego mi się przytrafiło. Do dnia dzisiejszego mam kontakt z tą rodziną.
Podczas służby na pewno wydarzyła się także nie jedna zabawna historia.
Oczywiście, śmieszne historie również się zdarzają. Kiedyś np. zostaliśmy zadysponowani do pożaru trawy na bardzo stromych nasypach. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, pierwszy zastęp już działał – gasili za pomocą tłumic. Dowódca drugiego zastępu zauważył, że jeden ze strażaków pierwszego zastępu w trakcie gaszenia przewrócił się, podniósł, a po chwili znów przewrócił. Wyglądało jakby złamał sobie nogę. Dowódca szybko podjął więc decyzję. Złapał torbę, deskę, szyny i ruszył z pomocą. Kiedy dotarł do „poszkodowanego”, na pytanie co się stało dostali odpowiedź „pić odwodniłem się”. Wiele śmiechu było z tego. A górę, na której się paliło nazwaliśmy „górą Tasiora” – od jego przezwiska.
Czy Pana zdaniem każdy nadaje się do pracy w straży?
Myślę, że strażakiem może zostać każdy, kto ma gorące serce, chęć pomagania innym, duże pokłady empatii oraz pokory.
Jak spędza Pan czas po służbie?
Na brak zajęć nie narzekam. Dom, żona, dwoje dzieci „nastolatków”. Obecnie kończę też szkołę medyczną w Grudziądzu o kierunku ratownik medyczny. Moim hobby jest zaś służba w Ochotniczej Straży Pożarnej. Muszę się bardzo starać i liczyć na pomoc i przychylność innych, żeby to wszystko pogodzić, za co bardzo wszystkim dziękuję.
Źródło: Dziennik Bałtycki