„SZEF ROKU” – seans DKF Powiekszenie
REALIZACJA | OBSADA |
Reżyser – Fernando León de AranoaScenariusz – Fernando León de AranoaZdjęcia – Pau Esteve BirbaMuzyka – Zeltia MontesMontaż – Vanessa MarimbertScenografia – César MacarrónKostiumy – Fernando García | Javier Bardem – BlancoManolo Solo – MirallesAlmudena Amor – LilianaÓscar de la Fuente – JoseSonia Almarcha – AdelaFernando Albizu – RománTarik Rmili – Khaled |
O FILMIE:
Jak daleko posunie się Blanco (Javier Bardem), charyzmatyczny właściciel rodzinnej fabryki, aby otrzymać lokalną nagrodę dla najlepszego biznesu? Presja, by wszystko było idealnie, zderza się z nieprzewidzianymi wybrykami ze strony szukającego zemsty zwolnionego pracownika, cierpiącego na depresję kierownika czy zakochanej stażystki. A to dopiero początek kłopotów! Aby dopiąć swego, wyrachowany „dobry szef” bez skrupułów wtrąca się w życie prywatne swoich pracowników i przekracza wszelkie dopuszczalne granice, nieświadomie uruchamiając wybuchową reakcję łańcuchową prowadzącą do niewyobrażalnych konsekwencji. „Szef Roku” to przenikliwe studium charakterów, a równocześnie przesiąknięta kąśliwym humorem satyra społeczna na środowisko pracy.
Żyjemy w smutnych czasach. Abstrahując od oczywistej pandemii, od lat 90. nierówności społeczne na całym świecie osiągają niebotyczne poziomy i ma to swoje odzwierciedlenie nawet w sporcie. Wielu analityków właśnie w finansowym szklanym suficie upatruje przyczyn fenomenu absolutnej dominacji zawodników urodzonych w latach 80. nad swoimi młodszymi kolegami. Nic dziwnego, że również w kinie gorzkie obserwacje na temat kapitalizmu przeżywają swoje złote czasy. Niestety, tego typu produkcje zazwyczaj opierają się na prostych metaforach i symbolach (jak chociażby hiszpańska Platforma, czy koreański serial Squid Games), co każe nam tylko bardziej doceniać ambitniejsze i przewrotne podejścia do tematu. Takie niewątpliwie prezentuje hiszpański kandydat do Oscara – Szef roku.
Tradycja opowiadania w lekki i przewrotny sposób o traumatycznych tematach nie jest w krajach latynoskich nowa. To właśnie w komedię uciekano w czasach frankistowskich (by wspomnieć chociażby dzieła wybitnego Luisa Garcii Berlangi), a potem walkę przeciw maczyzmowi za pomocą żartów podejmował chociażby Pedro Almodóvar. Fernando León de Aranoa w swojej twórczości długo trzymał się społecznej tematyki. W Dzielnicy (1998, nagroda Goya za najlepszą reżyserię i scenariusz) portretował społeczne wykluczenie i brak perspektyw nastolatków z ubogich peryferii Madrytu, w Księżniczkach (2005) wstawiał się za pracownicami seksualnymi, a dokumentalne Caminantes portretowało marsz Zapatystów w imię obrony rdzennej ludności Meksyku. Najważniejszy z kolei obraz w dotychczasowej karierze Aranoy – Poniedziałki na słońcu (2002), nagrodzone 5 Goyami, w tym dla filmu roku, pokazywał bezsens egzystencji dawnych stoczniowców, którzy w wyniku pogoni za tańszą siłą roboczą w krajach trzeciego świata z dnia na dzień stali się niepotrzebni.
W ostatnich latach twórca ten odszedł jednak od przyziemnych spraw, czemu towarzyszył spadek artystycznego poziomu. Melodramat Amador (2010), komedia wojenna Cudowny dzień (2015), a zwłaszcza kuriozalne Kochając Pabla, nienawidząc Escobara (2017) spotkały się z bardzo chłodnym odbiorem zarówno krytyki, jak i publiki. I chociaż wielu mogło na tym etapie zwątpić w madrytczyka, to po zdobyciu doświadczenia na międzynarodowych planach ten powraca w formie, jakiej dotąd nie prezentował.
Skrajnie prawicowy publicysta Karol Wilkosz w rozmowie z Dominiką Korwin-Mikke wygłosił niedawno frazę pod którą podpisze się zapewne wielu liberałów – „kapitalizm działa na tyle dobrze, na ile społeczeństwo wyznaje właściwe wartości”, innymi słowy patologie systemu biorą się z egoizmu i działań nakierowywanych na swój zysk kosztem wykorzystania tych, którzy są od nas słabsi. Z drugiej strony większość modeli makroekonomicznych lobbowanych przez neoliberalnych ekonomistów korzysta z założenia odwrotnego – racjonalności wyboru jednostek – tj. ich matematycznego niemal, logicznego i wyzbytego z emocji podejścia do ekonomicznych dylematów. Paradoksalnie te kontradyktoryjne postawy świetnie się uzupełniają – dupek, którego nie obchodzą inni ludzie i ich dobro, najzwyczajniej w świecie sprawniej wspina się na społeczną i ekonomiczną drabinę, niż ten, który ma serce. I to właśnie o takich ludziach postanowił opowiedzieć tym razem Fernando León de Aranoa. W komediowy i lekki sposób ogrywając często naprawdę okropne rzeczy, takie jak zastraszanie, molestowanie, szantażowanie, a nawet morderstwo.
Tytułowy Dobry szef (tytul oryg. El buen patrón oznacza właśnie to w dosłownym tłumaczeniu), wyśmienicie sportretowany przez Javiera Bardema, tym razem w wersji siwej, jest kameleonem, wężem o dwóch głowach i mistrzem PR-u. Z sukcesami prowadzi intratną firmę produkującą wagi, którą przed laty założył jego ojciec. Z dumą i szczerym uśmiechem podkreśla to, że każdy pracownik jest dla niego jak rodzina….by jeszcze w tym samym zdaniu dokonać kadrowych czystek. Jak prawdziwy kapitalista, nigdy nie działa emocjonalnie, zawsze podejmując najbardziej efektywne decyzje. Na krótko przed przyjazdem komisji, która ma zadecydować o wynikach konkursu na przedsiębiorcę roku, na głowie ciąży mu kilka zmartwień. Jego zastępca (Manolo Solo) przez problemy rodzinne coraz częściej popełnia błędy i zaniedbania, a zwolniony pracownik (Oscar de la Fuente) organizuje miasteczko namiotowe przed bramą firmy. Dobrym miejscem by trochę umysłowo odsapnąć może być sypialnia pięknej nowej praktykantki Liliany (Almudena Amor) – przecież młoda studentka nie może stanowić żadnego zagrożenia, a jej widok trudno przegonić sprzed oczu.
Chociaż Aranoa usilnie broni się w wywiadach przed nazywaniem swojego najnowszego filmu politycznym, szybko dodaje, że przecież wszystko jest polityką. Bo granica między zaangażowaną społecznie czarną komedią, a manifestem jest niezwykle cienka. Zarówno dzięki napisanemu z pietyzmem scenariuszowi, jak i będącemu w najwyższej formie Bardemowi obślizgły Blanco ani na chwilę nie staje się karykaturalny. To nie jest parodystyczny villain, tylko człowiek z krwi i kości, któremu życie rozdało dobre karty, a ten potrafi je wykorzystać. Zabieg osadzania w centralnych rolach filmu bohaterów skrajnie egocentrycznych, ale zarazem inteligentnych i zaradnych nie jest oczywiście nowy, stało się to w przeszłości udziałem chociażby Przeminęło z wiatrem, czy La La Landu, lecz umiejętne wykorzystanie go dodaje Dobremu szefowi kolejną warstwę i właśnie zgodnie z intencją twórcy wyciąga go z szufladki polityczności.
To nie jest film dający łatwe rozwiązania czy straszący rzeczywistością. To produkcja narodzona z pełnej świadomości tego co nas otacza i stworzona z założenia, że jeśli nie możemy zmienić nic w tym momencie, to krokiem w dobrą stronę jest patologię przynajmniej obśmiać i zironizować. A to wszystko z pewną sympatią. W końcu szef może i tobą gardzi, wykorzystuje i nie zawaha się wyrzucić jak mu podpadniesz, ale przynajmniej jest miły, “dzień dobry” powie, dzieci pozdrowi, pracę załatwi rodzinie. Taki nasz dobry pan, ludzki pan.
Marcin Prymas – PEŁNA SALA