„STREFA INTERESÓW” – seans DKF Powiększenie
2024 – OSCAR
Najlepszy dźwięk Johnnie Burn, Tarn Willers
Najlepszy film międzynarodowy Jonathan Glazer
2023 – CANNES
Grand Prix Festiwalu – Najlepszy film Jonathan Glazer
Nagroda Międzynarodowej Federacji Krytyki Filmowej (FIPRESCI) – Nagroda konkursowa Jonathan Glazer
2023 – EURPOPEJSKA NAGRODA FILMOWA
Najlepszy europejski dźwiękowiec – Johnnie Burn, Tarn Willers
REALIZACJA | OBSADA |
Reżyser – Jonathan GlazerScenariusz – Jonathan GlazerZdjęcia – Łukasz ŻalMuzyka – Mica LeviMontaż – Paul WattsScenografia – Chris OddyKostiumy – Małgorzata KarpiukDźwięk – Tarn Willers, Johnnie Burn, Oliver Vorderbruegge, Jim Ogden | Christian Friedel – Rudolf HössSandra Hüller – Hedwig HössJohann Karthaus – ClausLuis Noah Witte – Hans HössNele Ahrensmeier – Inge-BirgitLilli Falk – HeidetrautAnastazja Drobniak – Annagret HössCecylia Pekala – Annagret HössKalman Wilson – Annagret Höss |
O FILMIE
Rudolf (Christian Friedel) wraz z żoną Hedwig (Sandra Hüller) oraz czwórką dzieci i psem mieszkają w przestronnym, pedantycznie czystym domu z wypielęgnowanym ogrodem i szklarnią. Celebrują rodzinne obiady, marzą o wakacjach w ukochanych Włoszech. W weekendy lubią popływać kajakami lub pospacerować po lesie z przyjaciółmi. Jednak zza ścian ich domu często dobiegają niepokojące odgłosy, a czasem rozpaczliwe krzyki, ponieważ Rudolf Höss jest komendantem obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau.
Zaczyna się tam, gdzie kamera zagląda rzadko, czyli w całkowitej ciemności; w magmie fonii bez wizji, pośród stłumionych krzyków przechodzących w dziecięcy gwar, w końcu zamieniających się w śpiew nadrzecznej fauny. Nad wodą jest pomost, niedaleko łąka, a po drugiej stronie szosy – dwukondygnacyjny dom. W ogrodzie kwitnie bez, grządki pomidorów i sałaty wiodą pod mur zwieńczony drutem kolczastym. Ceglana ściana odgradza domostwo od obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Czasem rzeką płyną ludzkie kości. Po kąpieli trzeba wyszorować całe ciało. Do krwi.
Twórczość Jonathana Glazera – twórcy tak różnych filmów jak „Sexy Beast” o angielskim gangsterze, którego na emeryturze w Hiszpanii dopada przeszłość, oraz „Pod skórą” o kosmitce zamieniającej mężczyzn w pulsującą biomasę – trudno otworzyć jakimś zgrabnym, krytyczno-filmowym wytrychem. Nawet tym, który zwykle pasuje do zamka wszelkich form hybrydowych, na przykład kina romansującego z wideo-artem. Podobnie, choć oczywiście w mikroskali, sprawa ma się z jego nowym filmem. „Strefę interesów” wypadałoby umieścić w tradycji filmów o Holokauście – gdzieś pomiędzy monumentalną elegią „Shoah” Claude’a Lanzmanna, zagarniającą największe pole społecznej świadomości „Listą Schindlera” Stevena Spielberga oraz intymną wyprawą do jądra ciemności z Pawłem Łozińskim w „Miejscu urodzenia„. Wydaje się jednak dziełem na tyle osobnym, że najłatwiej mówić o nim przez zaprzeczenie. Na przykład jako o estetyczno-intelektualnym rewersie „Syna Szawła” László Nemesa. W tamtym filmie przeciskaliśmy się w tłumie ofiar, zawieszona na ramieniu palacza zwłok z Sonderkommando kamera zatrzymywała się przy każdym trybiku nazistowskiej maszyny śmierci. Tutaj mrużymy oczy, żeby przyjrzeć się oprawcom, kamera zachowuje dystans i podgląda rezydentów domu – komendanta obozu Rudolfa Hossa (Christian Friedel), jego żonę Hedwigę (znana z „Toniego Erdmanna” Sandra Huller), teściową, dwójkę dzieci i służbę na obozowej przepustce.
Hoss jest prawdziwą postacią. Był komendantem w Oświęcimiu przez trzy lata. Unowocześniał krematoria, ergo – przyspieszał proces zamieniania ludobójstwa w ekonomiczną kalkulację. Glazer korzysta w swoim tekście z powieści zmarłego przed kilkoma dniami Martina Amisa, choć historię „zwyczajnego życia nazistów” koduje w sugestywniejszym niż Amis języku. O ile książka opowiadała o romansie oficera SS z żoną komendanta obozu, o tyle reżyser skupia się wyłącznie na rutynie małżeńskiego życia. Choć pisarz, w akcie niewątpliwej artystycznej odwagi, nasycił całość czarnym humorem, Glazer celuje w złoty środek pomiędzy laboratoryjnym chłodem a ledwie sygnalizowaną groteską. Hoss i jego żona przypominają bohaterów upiornej bukoliki. Ich codzienna egzystencja wydaje się zestrojona z rozkwitającą przyrodą. Zaś nuda jest doświadczeniem niemal epifanijnym. Małżeństwo spędza czas na rozmowach i zabawach z dziećmi, w ogrodzie i nad rzeką. On musi wyjechać, by zabijać Żydów jeszcze skuteczniej i na większą skalę, ale Ona nie chce opuszczać raju, w którym posadziła kwiaty. Konflikt rodem z melodramatu, choć film jest przecież horrorem. Źródłem egzystencjalnej grozy pozostaje sam kontekst – świadomość tego, że za murem dochodzi do największej zbrodni w dziejach ludzkości.
Operator Łukasz Żal, kompozytorka Mica Levi oraz montażysta dźwięku Johnnie Burn budują kontrast w pełnej artystycznej symbiozie, choć metaforycznie sami znajdują się po dwóch stronach muru. Podczas gdy w statycznych kadrach, dalszych planach i długich ujęciach zaklęta jest prawda o idyllicznej codzienności bohaterów, Levi oraz Burn nadają prosto z dziewiątego kręgu. Horror wsącza się w nieskazitelną rzeczywistość w formie odległych krzyków, przytłumionych wystrzałów, ledwie słyszalnego furkotu przemysłowego pieca, „tąpnięć” sekcji dętej, mrożących krew w żyłach, atonalnych miniatur. W rękach Glazera to potężne narzędzia narracyjne. To dzięki nim zamienia wyprane przez popkulturę znaki w rodzaju wyprasowanego w kant esesmańskiego munduru, spaceru ulicą okupowanego miasta czy ognistej łuny nad obozem koncentracyjnym w świadectwa niewypowiedzianego terroru.
Przyznam, że mielę w głowie pytanie o cel tej narracji. Ani to pierwsza opowieść o tym, że przeprowadzona na propagandowym froncie dehumanizacja Żydów pozwalała nazistom spać spokojnie. Ani też pierwszy film o Zagładzie prowadzący do konkluzji o banalności zła. Glazerowi nie zależy również na jakiegoś rodzaju artystycznej blasfemii w dyskursie o Holokauście i nie każe nam przyjmować optyki zbrodniarzy. Być może jednak nie ma to większego znaczenia. W swojej książce Amis opowiada o tym, że instynkt przetrwania jest w podręczniku nazistów naturalną antytezą honoru – już na poziomie czysto intelektualnym prowokuje to w czytelniku fizyczną reakcję obrzydzenia. Glazer nie operuje na tak wielkich abstrakcjach, zostawia je w sferze niedopowiedzenia i pewnie przez to „Strefa interesów” robi tak kolosalne wrażenie. To opowieść o prywatnym raju w środku cudzego piekła, historia o spełnionych oprawcach, z której pączkuje film o niewidzialnych ofiarach. Rzecz o lebensraum sprowadzonym do poziomu warunków socjalno-bytowych.
Kontrapunktem dla wszystkich tych historii są sceny odbite w negatywie. Oto mała dziewczynka – i, co najciekawsze, ocalała z Zagłady rozmówczyni Glazera na etapie dokumentacyjnym – ukrywa pośród żwiru owoce dla więźniów. Żadne z niej „światełko nadziei”, raczej żywy dowód na to, że romantyzowanie aktów heroizmu uniemożliwia opowieść o beznamiętności aktów okrucieństwa. I chyba w tej konkluzji zawiera się prawdziwa groza „Strefy interesów„. Tak jak po żadnej stronie muru nie czeka na nas ani zmieniająca coś wiedza, ani oczyszczające cokolwiek katharsis, tak i żaden film o Holokauście nie zbliży nas do prawdy o ludzkiej naturze. Lecz jakie znaczenie miałoby kino, gdyby nie próbowało?
Michał Walkiewicz– FILMWEB