„Richard Jewell” – seans DKF Powiększenie
REALIZACJA | OBSADA |
Reżyser – Clint Eastwood Scenariusz – Billy Ray Zdjęcia – Yves Bélanger Muzyka – Arturo Sandoval Montaż – Joel Cox Scenografia – Kevin Ishioka | Paul Walter Hauser – Richard Jewell Sam Rockwell – Watson Bryant Kathy Bates – Bobi Jewell Jon Hamm – Tom Shaw Olivia Wilde – Kathy Scruggs Nina Arianda – Nadya Light Ian Gomez – Dan Bennet |
O FILMIE:
„Richard Jewell” to oparty na prawdziwej historii film w reżyserii Clinta Eastwooda, który uświadamia nam, co się stanie, gdy medialne fakty przesłonią prawdę. „W Centennial Park jest bomba. Macie trzydzieści minut”. Świat po raz pierwszy usłyszał o Richardzie Jewellu, pracowniku ochrony, kiedy ten zgłosił znalezienie ładunku wybuchowego podczas Igrzysk Olimpijskich w Atlancie w 1996 roku. To zdarzenie sprawiło, że został uznany za bohatera, którego szybka i zdecydowana reakcja ocaliła życie wielu ludzi. Ale już po kilku dniach ten niedoszły policjant stał się głównym podejrzanym nie tylko dla FBI. Oczerniające i zniesławiające go media oraz opinia publiczna zmieniły jego życie w koszmar. Jewell zwrócił się o pomoc do niezależnego, antysystemowego adwokata Watsona Bryanta, stanowczo obstając przy swojej niewinności. Bryant, starając się oczyścić reputację klienta, szybko przekonuje się, że jednoczesna walka z agentami federalnymi, stanowymi, policją miejską i mediami jest naprawdę karkołomna. Dodatkowo nie pomaga mu fakt, że Richard podchodzi zbyt ufnie do tych, którzy próbują go zniszczyć.
Coraz radykalniejszy staje się Clint Eastwood w swoich ostatnich filmach. W ,,Snajperze” i ,,Przemytniku” główny ciężar kład na karb ludzi, których życie nie oszczędzało. Od strony zawodowej jak i prywatnej. W jednym było to spowodowane tzw. życiem żołnierza, a w drugim najzwyklejsza chęć przeżycia. W ,,Sullym” ,,atakował” komisje, których chęć zabłyśnięcia była ważniejsza od prawdy. Podobnie jest w ,,Richardzie Jewellu”, w którym komisję badającą wypadki lotnicze zastąpiły służby specjalne.
Bohater. Film pokazuje jak cienka jest granica między byciem bohaterem a byciem antybohaterem. Patrząc na to z punktu widzenia producenta wiadomości jak w ,,Wolnym strzelcu” ludzie po prostu oczekują zwrotów akcji, winnych niewinnych i myśleniu o tym, że tamci mają gorzej. Tak jest i tym razem, gdy zwykłego człowieka, który wcześniej uratował dziesiątki istnień ocenia się przez wszystkie pryzmaty: od bycia samotnikiem po mieszkanie z matką, a zapomina się o tym najważniejszym. Eastwood pod tym względem kieruje fabułę dwutorowo. Daje czas na rozwinięcie relacji, które później rozwija, przytłaczając ujęciami w które trudno uwierzyć nawet, by były prawdziwe. Akcja FBI na domostwo głównego bohatera to skaza, którą i naszym służbom można zarzucić także, w związku z tym jakie teraz dochodzą głosy. Eastwood pokazuje, że ta pogoń, by szybko zabłyszczeć nie jest dobrym kierunkiem. A medialny szał nie jest czynnikiem odpowiadającym prawdzie tylko partykularnym interesom jednym ze stron. Znamiennym jest, że Eastwood, republikanin z krwi i kości, zamiast flagi USA pokazuje emblemat agencji służb specjalnych, które niejako kryły się za ,,zamachem” na dobro zwykłego człowieka, który, tak jak przedstawił to Eastwood, chciał robić swoje.
Zdrajca. Drugą stroną filmu są te wspomniane wcześniej potyczki agencyjno-medialne, które znalazłszy kozła ofiarnego odcinały się od wszystkiego innego. Nawet, gdy wszelkie świadectwa świadczyły przeciwko ich tezom. Za które daliby sobie rękę uciąć, lub by zdobyć informacje pójść na całość i nawet oddać własne ciało za świeżutki news. Za co Eastwoodowi się nawet dostało, że propaguje nieprawdziwe informacje. W co ze swej strony raczej wątpię, bo za informacje, których inni nie mają, to jak złapanie pana Boga za nogi. A w tym wszystkim zapominany jest ten zwykły, szary człowiek, który ustami głównego bohatera powie: ,,że po tym co go spotkało to inni mogą już nie zechcieć ryzykować, by agencji wpadali do czyichś mieszkań jakby byli najprawdziwszymi zbiegami. Clint Eastwood w ,,Richardzie Jewellu”, podobnie jak w ,,Sullym” oskarża niejako służby, że zajmując się sobą tracą z oczu prawdziwy cel, jakim powinna być prawda i sprawiedliwość. Podobnie jak to mamy teraz w Polsce, w której od dekad komisje są dla lansu, którejś ze stron, prawo jest takie, gdy nam pasuje, a sprawiedliwość można równie często spotkać jak nieprzymierzając UFO.
,,Richard Jewell” to także ocierające się o wybitność genialne role drugoplanowe. Kathy Bates w roli matki Richarda szybko dostosowuje film tak, że czasami może się wydawać, że to jej emocje mają iść pierwej niż emocje jej filmowego syna, który został najsilniej przecież doświadczony. A tu nie, bo to ona gra pierwsze skrzypce niejako. Podobnie Sam Rockwell, którego styl jest niepodrabialny. Który w jednej scenie potrafi dać popis subtelnego poczucia humoru: zrugać kogoś, a w następnym, już na poważnie, stać się jego najlepszym przyjacielem. Silnym akcentem są dwie aktorki, których postacie są skrajnie różne. Olivia Wilde jako dziennikarka, która posunie się do wszystkiego, by dostać newsa, to popis prawdziwej drapieżności, która wcześniej nie była w jej filmografii taka często. Mi się przypomina tylko ,,Romans na haju”. Jednak to u Eastwooda aktorka pokazała dopiero ostre pazurki.
,,Richard Jewell” Clinta Eastwooda nie jest jakimś starczym ,,mędrkowaniem” o symbolice dobra i zła. A filmem, który daje na uwadze, że z ,,wysokiego konia łatwo można spaść”. I mimo zbliżającej się dziewięćdziesiątki na karku jego filmy wciąż stanowią mocny głos.