Oscar 2021
Najlepszy film – Chloé Zhao, Dan Janvey, Frances McDormand,
Mollye Asher, Peter Spears
Najlepsza aktorka pierwszoplanowa – Frances McDormand
Najlepszy reżyser – Chloé Zhao
O FILMIE
Fern (Frances McDormand) pakuje swojego vana i wyrusza w drogę jako współczesna nomadka, po tym jak w wyniku recesji straciła właściwie cały swój dotychczasowy dobytek. „Nomadland”, trzeci film fabularny reżyserki Chloé Zhao, przedstawia historię Lindy May, Swankie i Boba Wellsa, prawdziwych nomadów, którzy stają się mentorami i towarzyszami Fern podczas jej podróży po rozległym amerykańskim Zachodzie.
O Chloé Zhao, która wyrasta na jedną z najciekawszych współczesnych autorek filmowych, mówiło się w branży przede wszystkim w kontekście wyreżyserowania przez nią ostatnio Marvelowskiej superprodukcji „Eternals”. Tymczasem urodzona w Chinach twórczyni, posługując się zupełnie inną stylistyką i nieporównywalnie mniejszym budżetem, chwilę wcześniej niejako mimochodem nakręciła najważniejszy film 2020 roku. Znakomity „Nomadland” nie tylko zgarnął kluczowe nagrody festiwali w Wenecji i Toronto, ale urasta do roli jednego z faworytów tegorocznej rozgrywki oscarowej.
Nie ma wątpliwości, że nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej będą w tym roku wyglądały inaczej niż w latach ubiegłych. Być może zyskają na tym produkcje zrealizowane w bardziej niezależnym duchu, które w „normalnej” rzeczywistości mogłyby zwyczajnie przepaść. Takie właśnie jak „Nomadland”. Choć z pozoru film ten wydaje się bardzo amerykański, to idealnie trafia w pandemiczny czas. Opowiada bowiem o nagłej utracie poczucia bezpieczeństwa i o konieczności przeprojektowania swojego życia. A to przecież stało się ostatnio doświadczeniem nie tylko głównej bohaterki filmu Zhao, 61-letniej Fern.
Fern jest przedstawicielką pokolenia baby boomers. Ludzi wierzących w pewną umowę społeczną, wedle której określony model życia gwarantować im miał względną stabilizację i bezpieczeństwo socjalne na emeryturze. Rzeczywistość ekonomiczna w dobie zapaści gospodarczej okazała się jednak brutalna. W efekcie bohaterka Zhao, jak wiele podobnych jej osób pozbawionych nagle środków do życia, znalazła się na marginesie społeczeństwa.
Zamykane fabryki, wyludniające się kolejne miasta – takie jak Empire (cóż za ironiczna nazwa w tym kontekście!), z którego Fern wyrusza w podróż. Film chińskiej reżyserki zwraca uwagę na coraz bardziej agresywny kapitalizm i zawodność opiekuńczego państwa. Autorka jednak nie tyle stawia diagnozę, co koncentruje się na portrecie dojrzałych współczesnych nomadów. Ludzi, dla których droga naznaczona sezonowymi, dorywczymi pracami staje się sposobem na życie, oznaką buntu, ale i synonimem wolności.
„Nomadland” oparty jest na głośnym reportażu „Nomadland. W drodze za pracą” (Nomadland: Surviving America in the Twenty-First Century) Jessiki Bruder. Amerykańskiej autorki, której przez wiele miesięcy spędzonych w drodze za dom służył kamper, podobnie jak opisywanym przez nią bohaterom. „Doświadczenie jest najlepszym nauczycielem” – przekonuje Bruder. Wie coś o tym także Chloé Zhao – urodzona w Chinach, wychowana w Anglii, wykształcona w Stanach Zjednoczonych.
W jej spojrzeniu na amerykański Zachód i kino drogi romantyzm miesza się z melancholią. A majestatyczne, surowe krajobrazy Nevady czy Południowej Dakoty zostają zestawione na ekranie z ciasnymi wnętrzami furgonetek. Matką chrzestną „Nomadland” okazała się Frances McDormand i to w roli, z której znamy ją mniej, czyli producentki. To właśnie ona wykupiła prawa do ekranizacji książki Bruder, a po obejrzeniu świetnego „Jeźdźca” (2017) zachwyciła się talentem Zhao i powierzyła jej funkcję reżyserki „Nomadland”.
McDormand wciela się też w postać Fern, tworząc kreację znajdującą się niejako na drugim biegunie roli z „Trzech billboardów za Ebbing, Missouri” (2017) Martina McDonagha. Choć znowu większość emocji odbija się przede wszystkim w licznych zbliżeniach twarzy aktorki, to ekspresję i gniew zastąpiły tym razem spokój i opanowanie wynikające z życiowego doświadczenia. Nie licząc Davida Strathairna, McDormand towarzyszą naturszczycy, prawdziwi współcześni nomadzi. Ludzie tacy jak Linda May, Swankie czy Bob Wells, którzy świadomie zrezygnowali z życia „od linijki” i społecznych oczekiwań. Redefiniują oni mit amerykańskiego snu. Indywidualizm nie oznacza tu jednak samotności, bo dla tych osób równie ważne jest poczucie wspólnoty. To zatem wcale nie musi być ucieczka, a może – w pełni świadomy wybór.
„Wejście w społeczność, która nie jest twoja, wymaga bycia niewidzialnym” – przekonywała w jednym z wywiadów Zhao. Świadectwem tej postawy jest na ekranie zarówno intymny charakter pracy kamery Joshui Jamesa Richardsa (współpracują przy trzecim filmie), jak i muzyka włoskiego kompozytora Ludovico Einaudiego. Autentyzm staje się tutaj sposobem pełnego zanurzenia w świecie, który na co dzień wydaje się niedostrzegany i marginalizowany.
KUBA ARMATA Kino nr 1-2/2021