DKF „Jutro albo pojutrze”
„JUTRO ALBO POJUTRZE”
Reżyseria: Bing Liu
O FILMIE
Bohaterami filmu są trzej przyjaciele: Zack, Keire i Bing, którzy w Rockford, w stanie Illinois, spędzają wolny czas na jeżdżeniu na deskorolce po mieście i imprezowaniu. Tematem „Jutro albo pojutrze” jest dorastanie tych trzech młodych mężczyzn. Za kamerą stanął jeden z nich – Bing Liu. „Jutro albo pojutrze” powstawał spontanicznie jako czysta rejestracja codzienności zaprzyjaźnionych ze sobą deskorolkarzy, ale efektem jest poruszający zapis procesu ich dorastania. Zack zostaje nieoczekiwanie ojcem, a Keire dostaje pierwszą pracę oraz zmaga się z problemem rasowej tożsamości i śmiercią ojca. Bing prowadzi długie rozmowy z matką, która jako chińska emigrantka po traumatycznym małżeństwie nie może się odnaleźć w amerykańskim społeczeństwie. „Jutro albo pojutrze” jest intymnym i szczerym spojrzeniem młodego mężczyzny na proces dorastania i radzenia sobie z nieokiełznaną młodością. „Jutro albo pojutrze” był nominowany do Oscara i znalazł się na liście najlepszych filmów 2018 r. według Baracka Obamy. Przypadł także do gustu widzom15. edycji festiwalu Millennium Docs Against Gravity, gdzie zdobył aż cztery nagrody: Nagrodę BankuMillennium –Grand Prix, Nagrodę Dokumentalną Warszawy (nagroda publiczności), Grand Prix Dolnego Śląska – Nagrodę Marszałka Województwa Dolnośląskiego oraz Bydgoszcz ART.DOC Award.
Zack, Keire i Bing znają się od dziecka i od tego czasu spędzają razem czas, jeżdżąc na deskach. Świetnie się przy tym bawią i są naprawdę dobrzy. Od razu widać, że skateboarding to dla nich coś więcej niż sposób na zabicie wolnego czasu. Im lepiej jednak ich poznajemy, tym trudniej przychodzi nam podziwianie kolejnych niesamowitych tricków.
Każda udoskonalona akrobacja, niesamowity przejazd czy niebezpieczna sztuczka skrywają za sobą traumę i strach. Jazda na desce okazuje się ucieczką przed zbliżającą się dorosłością, ale przede wszystkim przed doznawaną przemocą. Poranione kolana i rozbite łokcie bolą mniej niż uderzenie od najbliższego.
Bing Liu jest nie tylko członkiem paczki, ale również reżyserem filmu. Stanął w sytuacji, której może pozazdrościć mu każdy dokumentalista. Nie musi zabiegać o zaufanie bohaterów, rozmawia z nimi w taki sam sposób, gdy trzyma w ręku kamerę albo puszkę piwa. Razem jeżdżą na desce, razem imprezują i nawzajem się sobie zwierzają.
Symbolem tej wspólnotowości są zapierające dech w piersiach zdjęcia jazdy, przepełnione dziwnym smutkiem i melancholią. Bing Liu ze swoją kamerą sunie za chłopakami, dzieląc z nimi tę samą pasję i podobne troski.
Reżyser podchodzi do swoich przyjaciół najbliżej jak się da, nie rezygnując również ze stawiania siebie przed kamerą. Bo jego film ma być pewnego rodzaju terapią – być może przede wszystkim właśnie dla niego. Pozwala mu uporządkować pewne kwestie, zrozumieć je i dostrzec niepokojące powracające schematy.
Dzięki kamerze i profesjonalnemu sprzętowi może zmusić do rozmowy na trudne tematy zarówno kumpli, jak i swoją rodzinę – wszystkie osoby, które przez lata skutecznie unikały konfrontacji z tym, co najbardziej bolesne.
Dokumentalista skupia się na zwykłej, prozaicznej codzienności. Ta ona przeraża najbardziej, bo pod powierzchnią skrywa powszechną, a przez to coraz mniej zauważalną przemoc. Bing Liu w pierwszej kolejności porusza kwestię przemocy fizycznej – której on sam doświadczał od ojczyma, Keire od ojca, a dziewczyna Zacka od Zacka właśnie.
Film rozpoczyna się sceną, w której chłopaki nielegalnie wchodzą na opuszczoną wieżę. Stara konstrukcja ledwo się trzyma, ale męska duma nie pozwala żadnemu z bohaterów zawrócić. W końcu jednak odpuszczają – górę bierze zdrowy rozsądek i najzwyklejszy strach. Są w stanie powiedzieć, że się boją.
To jeden z tych momentów, które zbliżyły ich do dorosłości, oznaczającej tu odpowiedzialność i wyrwanie się z narzucanych przez starsze pokolenie norm płciowych. Właśnie stoją na progu samodzielnego życia i każdy z nich zostaje zmuszony do rzucenia się w nie na główkę. Zack zostaje ojcem, Keire musi wyrwać się z domu, by uzyskać niezależność, a Bing chce egzorcyzmować demony przeszłości.
Każde z tych wyzwań jest wielką niewiadomą – nie ma pewności, co czeka bohaterów na końcu podjętej drogi. Dlatego paraliżuje ich strach, który wydaje się przenikać całą rzeczywistość niewielkich amerykańskich miast. Młodzi nie mają perspektyw ani nawet planów – jedyne, co im pozostaje, to imprezy i doskonalenie skejterskich tricków.
„Jutro albo pojutrze” zrodziło się z prywatnych, amatorskich nagrań Binga Liu, który lubił kręcić swoich kumpli podczas wspólnych szaleństw na desce. Dokumentalista znalazł klucz do opowiedzenia o rówieśnikach, w których losach odbijają się problemy całych grup społecznych.
Połączył szeroką perspektywę społeczno-kulturową z osobistą równie sprawnie, jak epicką skalę scen jazdy na desce z atmosferą wyjątkowej intymności. Z wygłupów i zabawy w pewnym momencie zaczął wyłaniać się znacznie poważniejszy obraz – pokaleczonego pokolenia, próbującego zagłuszyć ból, strach i niepewność waleniem deską o krawężnik.
Michał Piepiórka, Jutro albo pojutrze, „Kino” 2019, nr 04, s. 86