Zapraszamy na pokaz filmu nagrodzonego Złotymi Lwami na 40. Festiwalu Filmowym w Gdyni dla najlepszego filmu „Body/Ciało”. Projekcja filmu w ramach Dyskusyjnego Klubu Filmowego „Powiększenie”.
21.09.2015, godz. 19.00, kinoteatr.
Reżyseria Małgorzata Szumowska
Nowy film Małgorzaty Szumowskiej, autorki głośnych i wielokrotnie nagrodzonych na świecie „33 scen z życia”, „Sponsoringu” i „W imię…”, za który reżyserka otrzymała Srebrnego Niedźwiedzia na tegorocznym festiwalu filmowym w Berlinie.
Cyniczny prokurator (Janusz Gajos) i jego cierpiąca na anoreksję córka (Justyna Suwała) próbują, każde na swój sposób, odnaleźć się po tragicznej śmierci najbliższej osoby. Gdy pewnego dnia terapeutka dziewczyny – Anna (Maja Ostaszewska) oznajmi im, że zmarła skontaktowała się z nią z zaświatów i ma dla nich wiadomość, będą zmuszeni zweryfikować swoje poglądy na życie i na śmierć.
Film „Body/Ciało” znalazł się w elitarnym gronie tytułów nominowanych do Złotego Niedźwiedzia i przyniósł Małgorzacie Szumowskiej Srebrnego Niedźwiedzia dla najlepszego reżysera 65. MFF Berlinale. Stawia to ją obok największych nazwisk polskiego kina – Romana Polańskiego, Andrzeja Wajdy
i Krzysztofa Kieślowskiego. W obsadzie, jak zawsze u autorki „Sponsoringu” i „33 scen z życia”, znakomite nazwiska – Janusz Gajos, Maja Ostaszewska, Adam Woronowicz („Pani z przedszkola”), Ewa Dałkowska („Korczak”), Władysław Kowalski („Bogowie”), Tomasz Ziętek, aktorskie odkrycie „Kamieni na szaniec” i Małgorzata Hajewska-Krzysztofik („33 sceny z życia”). W roli filmowej córki Janusza Gajosa brawurowo debiutuje wszechstronnie utalentowana Justyna Suwała. Autorem zdjęć jest Michał Englert, laureat festiwalu Sundance („Nieulotne”) i FPFF w Gdyni za inny z obrazów Szumowskiej – „33 sceny z życia”.
Weź na warsztat codzienność i przy poszanowaniu zasad prawdopodobieństwa uczyń z niej coś niezwykłego. Pierwsze przykazanie scenarzystów. Jako Polak nie będziesz miał innej codzienności przed sobą niż ta znaczona przez PRL-owskie meblościanki, klaustrofobiczne mieszkania w wieżowcach na przedmieściach, zabałaganione pokoje i kuchnie z małym stołem. Będziesz jadał przy nim obiady zwrócony twarzą do ściany. W mieszkaniu na honorowym miejscu w pustej lodówce stanie butelka wódki. Będzie prężyć się dumnie, symbolizując mały polski realizm.
Małgorzata Szumowska i Michał Englert wpisali go w fabułę swojego najnowszego filmu – udramatyzowali, okrasili absurdem, niegroźną ironią i czarnym humorem. Zaniedbanych bohaterów ukazali z czułością nietypową dla polskich twórców uprawiających krytykę społeczno-polityczną i nakręcili film o kondycji człowieka, na której położyły się cieniem metafizyka spod znaku Krzysztofa Kieślowskiego i tabloidowa tandeta.
Szumowska zgrabnie między nimi lawiruje. Nie popada ani w pretensjonalne tony, ani w nadmierny sceptycyzm. Znajduje dystans dzięki lekko ironicznej, uważnej obserwacji swoich bohaterów. Wszyscy troje zaniedbują sprawy cielesno-duchowe, więc nie inaczej, jak tylko przez stosunek do ciała i do ducha opisane jest ich nastawienie do świata. Prokuratora (fantastyczny Janusz Gajos!) niewiele porusza.
Śmierć jest codziennością, nudną, przewidywalną, oswojoną. Widział już w życiu tyle, że wrażliwość na piękno i brzydotę przestała być jego mocną stroną. Ogląda zwłoki martwego noworodka porzucone w sedesie publicznej toalety, po czym zjada talerz flaków, jakby nie dostrzegał niesmacznej konotacji między jednym a drugim obrazem. Jacek Drosio, montażysta filmu, widzi je doskonale, układa narrację z serii skojarzeń skłaniających do budowania metafor niewygodnych, ale punktujących bolączki świata i ludzi niechętnie oddających się autorefleksji.
Zawsze lepiej zająć się myśleniem o innych. Przoduje w tym Ania (znakomita Maja Ostaszewska). Na co dzień terapeutka, która anorektyczki uczy wyrażać emocje; po godzinach spirytystka trwająca w komitywie z zaświatami. Swoje nadprzyrodzone zdolności odkryła po śmierci synka. W ciągu ośmiu lat od pogrzebu zamieniła się w zakochaną w modzie lat osiemdziesiątych zdziwaczałą starą pannę o gołębim sercu. Mnóstwo jej podobnych krąży ulicami polskich miast, więc Szumowska nadała bohaterce rys sztuczności, by wydobyć ją z tłumu. Ciekawa z niej kobieta. Anorektyczki, z którymi pracuje, mówią, że jest gruba, fizycznie zaniedbana, niekobieca.
Jakby im na przekór Ania, jako jedyna w świecie przedstawionym, walczy o kobiecość i prawa kobiet. Mówi o aborcji, uczy młode dziewczyny wyrażać gniew i opowiadać o emocjach. Zderzenie wyglądu – stara ciotka – z głoszonymi przez nią nowoczesnymi poglądami daje efekt komiczny. Szumowska przygląda się rozmaitym sposobom, w jakich humor manifestuje się w powszedniości. Widzi go w zderzeniu tradycji ze współczesnością i w osobliwych relacjach rodzących się między bohaterami.
Ania poznaje prokuratora dzięki Oldze (świetny ekranowy debiut Justyny Suwały). Jego chora córka jest jej podopieczną. Tego trójkąta nie charakteryzuje wzajemne zaufanie. Trudno w nim o porozumienie. Dziewczyna niszczy swoje ciało w imię solidarności ze zniszczoną przez chorobę zmarłą matką. Kobieta jest przedstawicielką tego, co spirytualne, duchowe, zmysłowe. Mężczyzna twardo stąpa po ziemi. Wyznaje fakty i wierzy tylko w to, co widzi. To bardzo stereotypowy genderowy podział, mocno wyświechtany.
Szumowskiej udaje się jednak uciec przed banałem i łatwą kategoryzacją. Dzieje się tak dzięki temu, że jej bohaterowie patrzą na siebie z ciekawością, ale obdarzają głównie politowaniem. Miłość, wiara i nadzieja umarły z ciałami ich bliskich. Na nic innego niż na niewiarę, brak nadziei i niezdolność do kochania nikt tu od dawna nie liczy. Ta smutna konkluzja nie jest jednak pożywką dla patetycznego dramatu. Szumowska nie szuka sensacji, ale drobnych blizn na duszach i ciałach swoich bohaterów. O ich seksualności też mówi w sposób ciekawszy niż dawniej – z jednej strony bardzo naturalistycznie, z drugiej subtelnie. Wielką siłą „Body/Ciała” jest skromność zdjęć Michała Englerta – zarazem wyrafinowanych i nie próbujących zwracać na siebie uwagi; wprzęgniętych w służbę narracji.
Szumowska przyznaje, że powraca do idei zespołów filmowych, w których twórczy indywidualizm służył realizacji wspólnych celów. W historii o zaniedbaniu nie ma puszczonych scen i narracyjnych przestojów. Świetny jest drugi plan, jakiego boleśnie brak w większości polskich filmów. Znakomite są epizody, dzięki którym historia nie ogranicza się wyłącznie do opowieści o trójce bohaterów, ale rozrasta, gęstnieje, wychodzi poza własne ramy.
To samo robi zresztą Szumowska. Zakorzenia fabułę w małym polskim realizmie, który aż za dobrze znamy z autopsji, ale i go przekracza – przygląda się typowym dolegliwościom, opowiada o uniwersalnych problemach. Wyjście poza własną piaskownicę i spojrzenie z dystansu na leżące w niej zabawki zaowocowało realizacją filmu, który ma nie tylko potencjał, jak wiele wcześniejszych fabuł Szumowskiej, ale i nosi ślad dojrzałego, autorskiego stylu, jakiego jej poprzednim filmom zdecydowanie brakowało.
Anna Bielak, Body/Ciało, „Kino” 2015, nr 03, s. 66