Nazwa biegu myśliwskiego pochodzi od imienia Świętego Huberta. Święty Hubert to patron myśliwych i jeźdźców. Dzień Świętego Huberta przypada na 3 listopada i wtedy właśnie, a przynajmniej blisko tej daty, organizowane są biegi myśliwskie zwane „hubertusami”. Impreza ta jest organizowana corocznie na zakończenie letniego sezonu jeździeckiego.
Dawniej biegi myśliwskie były prawdziwym polowaniem na zwierzynę – lisy czy jelenie. Poruszającym się konno myśliwym towarzyszyły psy. Dziś „hubertusy” nie mają nic wspólnego z krwawymi łowami. To wspólna jazda w terenie w poszukiwaniu lisiej kity lub pościg za jeźdźcem z lisią kitą na ramieniu.
W słoneczny dzień kawalkada 19 jeźdźców w galowych strojach wyruszyła w dwóch grupach do pobliskiego lasu na godzinną przejażdżkę. Sygnał do wymarszu dali sygnaliści z Koła Łowieckiego.”Bizon”. Zaproszeni goście wyruszyli w ślad za nimi tzw. tramwajem konnym. Po powrocie na teren Miłosnej jeźdźcy pokonywali tor przeszkód krosowych.
Kolejny myśliwski sygnał był sygnałem do rozpoczęcia poszukiwania lisa. Ze względów bezpieczeństwa została przyjęta taka forma „polowania”.
Lisie kity znaleźli: Weronika Tomczyk ze szkółki jeździeckiej i Łukasz Śliwiński z ekipy zawodników. Wszyscy uczestnicy imprezy spotkali się przy ognisku z tradycyjnym bigosem i kiełbaskami. „Hubertus” był okazją do wręczenia brązowych i srebrnych odznak Polskiego Związku Jeździeckiego jeźdźcom, którzy na początku października przystąpili do egzaminu na odznaki. Obecnie posiadanie odznak PZJ jest warunkiem otrzymania licencji uprawniających do startu w zawodach jeździeckich.
Myśliwskie sygnały w wykonaniu panów Łukasza Szmaglińskiego i Radosława Bojarczuka rozlegały się podczas całej imprezy.