PRZEŻYĆ – Przegląd Kina Europejskiego
2021 EUROPEJSKA AKADEMIA FILMOWA
Europejska Nagroda Filmowa (od 1997) – Najlepszy europejski film dokumentalny – Prix Arte Jonas Poher Rasmussen
Europejska Nagroda Filmowa (od 1997) – Najlepszy europejski film roku wg uniwersytetów (EUFA) Jonas Poher Rasmussen
Europejska Nagroda Filmowa (od 1997) – Najlepszy film animowany Jonas Poher Rasmussen
Główna Nagroda Jury – Najlepszy zagraniczny film dokumentalny Jonas Poher Rasmussen
REALIZACJA | OBSADA |
Reżyser – Jonas Poher RasmussenScenariusz – Jonas Poher RasmussenAmin NawabiMuzyka – Uno HelmerssonMontaż – Janus Billeskov JansenScenografia – Guillaume DousseDźwięk – Tormod RingnesEdward Björner | Daniel Karimyar – Amin w wieku 9-11 latFardin Mijdzadeh – Amin w wieku 15-18 latMilad Eskandari – Saif w wieku 8 latBelal Faiz – Saif w wieku 13-19 latElaha Faiz – Fahima w wieku 13-18 latZahra Mehrwarz – Fahima w wieku 28 lat |
O FILMIE
Animowany film dokumentalny, który stał się przebojem festiwalu w Sundance, gdzie zdobył Wielką Nagrodę Jury w Konkursie Międzynarodowym i porównywany jest do legendarnego „Walca z Baszirem„. Poruszająca historia nastolatka uciekającego z matką i rodzeństwem z ogarniętego wojną Afganistanu do Europy. To także intymna opowieść o dorastaniu i odkrywaniu swojej seksualności. W życiu Aminą dominuje poczucie straty i to na wielu poziomach. Bohater musiał brutalnie wkroczyć w dorosłość i przez ponad 20 lat tłumił w sobie traumatyczne doświadczenia. Dziś, jako niespełna czterdziestolatek, odnosi sukcesy nauce jako naukowiec i planuje ślub ze swoim długoletnim partnerem.
Co znaczy „dom”? To miejsce, które wszędzie nosisz ze sobą? A może to miejsce, w którym możesz zostać bez lęku, skąd nie musisz iść dalej? Od tego pytania zaczyna się „Przeżyć”, film oryginalnie w Danii zatytułowany „Flugt” i w większości krajów funkcjonujący jako „zbiegać, uciekać, uchodzić z życiem”. Dobitne polskie „przeżyć” może być jednak przydatne, jako że wnosi sytuację uchodźstwa, które jest tematem filmu, na poziom być albo nie być. Co – jeśli weźmiemy pod uwagę obojętne lub w większości negatywne reakcje naszego społeczeństwa na kryzys uchodźczy przy białorusko-polskiej granicy – zwiększa szansę na wzbudzenie empatii wobec przestraszonych, zapędzonych w nieludzką sytuację ludzi.
W Kabulu znajdował się dom Amina, dziś mężczyzny po czterdziestce, który rekonstruuje przeszłość z trudem i wraca myślami aż do dzieciństwa. W 1984 biega w słońcu po targu ubrany w koszulę nocną starszej siostry, słuchając „Take On Me” A-ha na walkmanie. W domu czeka mama, żeby opatrzyć rozbite kolano i potargać włosy tak jak nikt inny nie potrafi. Niedługo później wybucha wojna i chłopiec zmuszony jest do ucieczki. Rodzina, zamknięta w moskiewskim mieszkaniu, trwa latami w stanie bardo.
Niewiele się dzieje, ale najgorsze jest czekanie: stłoczeni na kanapie oglądają meksykańskie opery mydlane z rosyjskim dubbingiem, czekając na przerzut. Trauma jest rozciągnięta w czasie i łatwo dostrzec, jak życie w strachu odcisnęło piętno na dorosłym Aminie. Kolejne skrawki przeżyć mężczyzna wydziera z siebie mozolnie, niepewny, co się zdarzyło, co czuje i czy może o tym mówić bezpiecznie. Rozmowa jest dlań psychoterapią.
Na naszych oczach Amin dociera do trudnych emocji i próbuje je zaakceptować. Częścią dialogu jest słuchający – reżyser, który przez lata przyjaźnił się ze swoim bohaterem zanim zdecydował się zrobić o nim film. Ujawnia się jako czuły towarzysz, ktoś, kto wspiera Amina w zrozumieniu tego, kim jest i co nim kieruje. To kolejny po Johnnym z „C’mon C’mon” przykład człowieka, który umie słuchać. Nagrywa wywiad, ale ważniejsza jest więź, jaka łączy dokumentalistę z postacią. Skoro zostaje dopuszczony do najbardziej intymnych przeżyć, odwdzięcza się zaufaniem, a opowieść zmienia też jego samego.
Od ponad piętnastu lat, gdy w kinach ukazały się „Walc z Baszirem” i „Persepolis”, hybryda zwana animadokiem, czyli animacja dokumentalna, stała się jednym z popularniejszych gatunków filmowych. Co roku na festiwalach pokazywane są kolejne tytuły, bazujące na zeznaniach bohaterów i autentycznych historiach. Łączą je ważkie tematy, ucieczka od dosłownego pokazywania przemocy w aluzyjną grafikę, źródłowy materiał pamiętnika czy listu fizycznie obecny na ekranie.
Rzadko jednak udaje się wyjść poza schemat obrazowania fantazji i brutalnych przeżyć w animacji. Znajdują swoje formuły Anca Damian („Droga na drugą stronę”, „Czarodziejska góra”) lub Michel Gondry („Czy Noam Chomsky jest wysoki czy szczęśliwy?”) i kilku innych twórców, ale większość produkcji grzęźnie w dosłowności. Zilustrowanie prawdziwych zdarzeń wydaje się łatwe, ale niezwykle trudne okazuje się stworzenie wrażenia autentyzmu i poruszającej narracji, w której wizualny odpowiednik słów nie byłby tautologią.
Podczas gdy animacji prawych, słusznych i banalnych jest więc dzisiaj zatrzęsienie, tych naprawdę udanych, jak choćby „Buňuel w labiryncie żółwi” (2018), mamy niewiele. Mimo że istnieją już osobne festiwale animadocu, choćby ten w Liverpoolu, a pierwsze połączenie animacji z dokumentem doszło do skutku w 1918 roku, gdy „Zatopienie Lusitanii” zrealizował Winsor McCay, Zachowanie proporcji między kreacją a rejestracją zdaje się poszukiwaniem kamienia filozoficznego, ale czasem się udaje, jak właśnie w przypadku „Przeżyć” Jonasa Pohera Rasmussena.
Przyczyną sukcesu jest montaż, czyli dojrzałe podejście twórcy do uzyskanego materiału. Z długiej relacji z bohaterem narodził się wywiad liczący 150 godzin, z którego stworzono 2,5-godzinną narrację, będącą podstawą filmu. Ostatecznie pozostało jednak niecałe 90 minut, które prowadzą nas przez kolejne stadia przepracowywania traumy przez bohatera. Dźwięk i głos zmontował sam reżyser – były radiowiec – w sugestywny reportaż, dający poczucie bliskości z mówiącym, a także uniwersalizujący jego doświadczenie w szeroko pojęty los uchodźczy.
Za montaż obrazu odpowiada Janus Billeskov Jansen (współpracownik Thomasa Vinterberga przy „Polowaniu” czy „Na rauszu”), dlatego „Przeżyć” ogląda się jak film aktorski. Różnica polega na tym, że ujęcia w animacji zwykle zapisane są w storyboardzie i animatiku, bo ich realizacja jest pracochłonna. Tu zaś musiały przejść przez weryfikację montażu, która doprowadziła do zanimowania całkiem nowych ujęć. Porównywalnie – to tak, jakby w filmie aktorskim zlecić dokrętki.
Found-footage, których używa się zwykle, by uprawomocnić dokumentalną narrację o historii, nie jest tu traktowany jak cacuszko wygrzebane przez archiwistów, ale normalny obraz, połączony płynnie z animacją. To największe osiągnięcie Sun Creature Studio (reżyser animacji Kenneth Ladekjær, art director Jess Nicholls i designer postaci Mikkel Sommer), że materiały archiwalne przenikają się z animowanym rysunkiem niemal niezauważalnie. Musieli oni też zachować anonimowość bohaterów, którzy wciąż są narażeni na oskarżenie o nielegalny pobyt. Zaprojektowali więc charakterystyczne szczegóły i rysy postaci na bazie autentycznych dokumentów, w taki sposób, by chronić uchodźców. Nie posłużyli się rotoskopią, tylko klasyczną animacją.
Początkowo film miał być dokumentalny z animacją zastosowaną tylko do uruchomienia wspomnień. Świadczą o tym poprzednie filmy reżysera („Searching for Bill”, 2012; „What He Did”, 2015) dość konwencjonalne w formie. Tu przełamał schemat. Objął całość historii jedną tonacją, osiągniętą w klasycznie fazowanej animacji, rysowanej na papierze i tablecie. Brutalne doznania ostatecznie zostały zasugerowane monochromatycznymi, rozmazanymi szkicami węglem i farbą. Są jak wyparte przeżycia, zbyt przykre, by je w sobie pomieścić.
Jesteśmy świadkami wybuchu tłumionych dotąd uczuć, lecz film pozbawiony jest sentymentalizmu. W końcu Amin nie jest tylko ofiarą przemocy, ale też jej świadkiem. Dopuszcza na przykład do gwałtu na dziewczynie złapanej przez rosyjską policję, tak przerażony, że nie jest w stanie zareagować. Przemoc dzieje się wokół niego na taką skalę, że chłopak nierzadko chciałby pozbyć się rodziny i być sam, bo tylko wtedy ma szanse przeżyć. Równolegle obserwujemy niszczone przez traumy obecne życie Amina, które jakby utknęło, mimo kochającego partnera, legalnych w Danii małżeństw homoseksualnych i chęci założenia wspólnego domu
„Przeżyć” odbiera się trochę jak powieść graficzną, zbudowaną na silnych metaforach wizualnych, niedopowiedzianą i za krótką, gdyż ma pracować w głowie czytelnika. Głównym obrazem w filmie staje się wielki statek wycieczkowy, który napotyka łupinkę pełną uchodźców, wiwatujących w nadziei, że los wreszcie zesłał im pomoc. Cóż, silne jest złudzenie, że ktoś widząc, jak cierpisz, zrozumie twój los. Konstatacja filmu jest taka, że nawet jeśli w lepszym świecie dostaniesz pomoc humanitarną, to ostatecznie tylko sam możesz naprawdę sobie pomóc. Paradoksalnie zawarta tu nadzieja jest krzepiącym przesłaniem, że znajdziesz w sobie dom.
ADRIANA PRODEUS – Kino nr 3/2022