„PEWNEGO DNIA POWIEMY SOBIE WSZYSTKO” – seans DKF Powiększenie
REALIZACJA | OBSADA |
Reżyser – Emily AtefScenariusz – Emily Atef,Daniela KrienZdjęcia – Armin DierolfMuzyka – Christoph Kaiser,Julian MaasMontaż – Anne Fabini | Marlene Burow – MariaFelix Kramer – HennerCedric Eich – Johannes BrendelSilke Bodenbender – MarianneFlorian Panzner – SiegfriedJördis Triebel – HannahChristian Erdmann – Hartmut |
O FILMIE
Gorące lato 1990 roku w Niemczech niesie w sobie zapowiedź zmian. Nie tylko tych politycznych, ale też osobistych. Maria ma dziewiętnaście lat i mieszka ze swoim chłopakiem Johannesem w gospodarstwie jego rodziców na wsi w Turyngii. Zamiast skupić się na szkole i zbliżającej się maturze, dziewczyna całe dnie spędza na niezobowiązujących lekturach. Kiedy wpada na Hennera, rolnika z sąsiedztwa, dociera do niej, że zaczyna się zupełnie nowy rozdział w jej życiu. Wystarczy jedno niepozorne dotknięcie, wymiana spojrzeń, by rozpalić dziką, niemożliwą do opanowania namiętność między Marią a charyzmatycznym, dwa razy starszym mężczyzną. W atmosferze nowych możliwości, jaką daje się wyczuć po zjednoczeniu Niemiec, rodzi się sekretna, zakazana miłość. Pełna pasji, tęsknoty i pożądania, która zmiecie wszystko, co znajdzie się na jej drodze.
Niewiele jest takich skrajnie odbieranych historii, które z jednej strony przyciągają, by z drugiej odrzucać, może nawet obrzydzać? Pewnego dnia powiemy sobie wszystko jest na pewno silnie wpływającą na emocje historią, która nie pozostawi nikogo obojętnym. Trochę skandalizujące, czasami senne i nostalgiczne kino, które nadal potrafi opowiadać o ludziach z krwi i kości. Takich jak Maria i Henner, którzy połączeni jakąś dziwaczną więzią, stają się na ponad 2 godziny bohaterami, od których nie możemy oderwać wzroku. Patrząc na coraz ciaśniej zaplatającą się sieć kłamstw, pytamy siebie: jak skończy się ta historia?
Obraz Emily Atef przypomina trochę film o sielankowym lecie w jakiejś wsi w Polsce może te 20, 25 lat temu. Jednak my przenosimy się do NRD w 1990 roku i muszę przyznać, że klimat wyjątkowo mocno mną poruszył, ponieważ wręcz czułam to słońce, zapach lata i nagrzanego asfaltu, ciszę małej wsi i tę czającą się gdzieś za rogiem zmianę, która niechybnie czeka każdego z uchwyconych reżyserskim okiem bohaterów.
Przede wszystkim od początku filmu naszą uwagę przykuwa postać pierwszoplanowa, którą jest Maria (grana przez Marlene Burow). To dziewczyna spokojna i cicha, której dni upływają w sielskiej aurze późnego lata, podczas którego zaczytuje się w powieściach Dostojewskiego, biorąc sobie za główny cel zrozumienie sensu Braci Karamazow. Ile jej przyjdzie za to zapłacić, dowiemy się w ostatnich akordach filmu.
Co można powiedzieć o bohaterach? Że na pewno do siebie nie pasują. Maria to delikatna i z pozoru bardzo niewinna dziewczyna, w której głowie wciąż więcej jest marzeń niż planów. Można by spytać, co ona wie o miłości? Wkrótce dowie się bardzo dużo, zwłaszcza o tej zmysłowej, cielesnej, a swoją cielesność właśnie będzie odkrywać w zacisznym gospodarstwie Hennera. Henner to czterdziestoletni sąsiad rodziny, z którą Maria mieszka, ale przede wszystkim to odludek, pijak i czasem też awanturnik, o którym dowiadujemy się sporo z rzuconych tu i ówdzie kąśliwych uwag różnych osób, czy to z rodziny Brendelów, czy kogoś ze wsi. Niegdyś porzuciła go żona, a on sam jest zawieszony w trochę innym świecie; mówią o nim, że jest już trochę zacofany i nie usprawnia swojej gospodarki, nie próbuje iść do przodu, jak Brendelowie na przykład.
Mimo tego wszystkiego Maria spogląda na niego i widzi w nim mężczyznę, z którym zaczyna łączyć ją silna, mocno erotyczna więź. Brzmi to wszystko naprawdę dwuznacznie, bo z jednej strony kino już powoli odzwyczaja nas od tego typu romansów, mocno osadzonych na szkielecie miłości czy też relacji, starszego mężczyzny i młodziutkiej dziewczyny; a z drugiej strony to ona właśnie, Maria, jest tą, która bardziej wodzi, mimo że na początku to właśnie Henner wykorzystuje wiek i naiwność Marii.
Być może właśnie o to chodzi w przekazie Pewnego dnia powiemy sobie wszystko, że jest mocno nieoczywistym filmem, zadającym pytania i niebojącym się poruszania niewygodnych tematów? Bo czy jest wygodnym tematem romans młodziutkiej dziewczyny ze zniszczonym życiem wiejskim samotnikiem, który nie stroni od kieliszka? Jej seksualność, którą z nim w sobie rozbudza? I konsekwencje tej relacji na całe życie?
Jednak jak zobaczymy w Pewnego dnia powiemy sobie wszystko, te wybory mają sens, choć nie zawsze dla bohaterów są tym, co dla nich najlepsze w takim zwyczajowym rozumieniu. Bo czy Maria dobrze zrobiłaby, zostawiając wszystko i rzucając się w ramiona Hennera? Zapewne odpowiedzi zależą od naszej wrażliwości, dojrzałości i spojrzenia na życie, ale wielu zapewne chciałoby krzyknąć, żeby Maria uciekała z tej zapadłej wsi jak najszybciej! Nie da się niestety kreować życia oglądanych na ekranie bohaterów i jak często bywa, ich wybory będą się kłócić z naszymi poglądami i wyobrażeniami.
Dość sporo przekazałam o samej Marii i Hennerze, ale ten wątek wydał się najważniejszy, choć osobiste wątki obu postaci uważam za kluczowe w rozumieniu ich postępowania i wydźwięku obrazu jako takiego. Co do samego filmu pod względem technicznym uważam, że realizacja jest naprawdę dobra, gdyż udało się odtworzyć klimat minionych lat, przenieść widza w sam środek upalnego lata gdzieś tam w niemieckiej wsi. Kadry są zachwycające, sielankowe i nostalgiczne właśnie, bo dzięki tej lekko wypłowiałej kliszy czujemy się, jakbyśmy oglądali jakiś starszy film, a nie produkcję z 2023 roku. Ma to swój urok i czar i ja na pewno będę jeszcze długo tym zachwycona.
W Pewnego dnia powiemy sobie wszystko jest także dużo nagości, cielesności i intymności między bohaterami, która przybiera dosłownie każdy możliwy wymiar. Zaczynając od delikatnego spojrzenia, gry spojrzeń właśnie, przez porywającą bohaterów namiętność i przemoc, która w końcu i tutaj się pojawia. W obrazie tym sceny seksu są uzasadnione fabularnie w każdym możliwym kontekście, bo pokazują motywacje bohaterów, uwiarygadniają ich słowa i obietnice, a także pewne elementy tych scen właśnie sprawiają, że zadajemy więcej pytań; co tak naprawdę doprowadziło do tego, że Henner jest taki przemocowy? A Maria tak w niego zapatrzona?
Dużo tutaj wątków do pogłębienia i analiz właśnie i dlatego Pewnego dnia powiemy sobie wszystko jest filmem niejednowymiarowym i elektryzującym, a jego finał także na pewno na długo zostanie przez widza zapamiętany.
Pewnego dnia powiemy sobie wszystko to głównie historia relacji dwójki ludzi, w każdym aspekcie, od cielesnego po ten duchowy, pokazana w ciekawej scenerii i czasie, dość nietypowym jak na realia współczesnego kina. To także historia o wyborach, które determinują nasze losy, czy tego chcemy, czy nie.
Anna Sroka-Czyżewska – GŁOSY KULTURY