„KURIER FRANCUSKI Z LIBERTY, KANSAS EVENING SUN” – seans DKF Powiększenie
REALIZACJA | OBSADA |
Reżyser – Wes AndersonScenariusz – Wes AndersonZdjęcia – Robert D. YeomanMuzyka – Alexandre DesplatMontaż – Andrew WeisblumScenografia – Adam StockhausenKostiumy – Milena Canonero | Benicio del Toro – Moses RosenthalerAdrien Brody – Julian CadazioTilda Swinton – J. K. L. BerensenLéa Seydoux – SimoneFrances McDormand – Lucinda KrementzTimothée Chalamet – ZeffirelliLyna Khoudri – JulietteJeffrey Wright – Roebuck WrightMathieu Amalric – KomisarzSteve Park – NescaffieBill Murray – Arthur Howitzer, Jr.Owen Wilson – Herbsaint SazeracBob Balaban – Wujek NickHenry Winkler – Wujek JoeLois Smith – Upshur „Maw” ClampetteTony Revolori – Młody RosenthalerDenis Ménochet – Strażnik więziennyLarry Pine – Naczelny sędziaLiev Schreiber – Gospodarz talk-showElisabeth Moss – AlumnaEdward Norton – SzoferWillem Dafoe – Albert „Liczydło” |
O FILMIE:
Wizjonerski umysł nominowanego do Oscara Wesa Andersona w filmie „Kurier francuski z Liberty, Kansas Evening Sun” wyczarowuje kilka historii z ostatniego numeru amerykańskiego magazynu wydawanego w fikcyjnym dwudziestowiecznym francuskim mieście. Po śmierci uwielbianego, urodzonego w Kansas redaktora Arthura Howitzera juniora pracownicy „The French Dispatch”, popularnego amerykańskiego magazynu z siedzibą we francuskim mieście Ennui-sur-Blasé, spotykają się, aby napisać jego nekrolog. Wspomnienia o Howitzerze stają się kanwą dla czterech historii: relacji ze zwiedzania najbardziej obskurnych dzielnic miasta autorstwa Reportera na Rowerze; „Betonowego Dzieła Sztuki” – opowieści o niepoczytalnym malarzu, jego strażniku i muzie, a także o drapieżnych handlarzach dziełami sztuki; „Poprawek do Manifestu” – kroniki miłości i śmierci na barykadach w czasie studenckiej rewolty, a także „Prywatnej Jadalni Komisarza Policji” – trzymającej w napięciu opowieści o narkotykach, porwaniach i wykwintnych posiłkach.
Wes Anderson składa hołd drukowanym mediom, zwłaszcza czasopismu „The New Yorker” z jego legendarną listą autorów, wielkomiejską finezją i spektakularnym typograficznym layoutem. Tytułowy „Kurier Francuski” to fikcyjny magazynowy dodatek poświęcony życiu intelektualnemu i kulturalnemu Francji, wydawany u schyłku lat 60. przez galerię genialnych amerykańskich emigrantów w miasteczku Ennui-Sur-Blasé na południu Francji. Tilda Swinton gra tu krytyczkę sztuki JKL Berensen. Natomiast Frances McDormand to Lucinda Krementz, pisarka relacjonująca burzliwą rewolucję studencką, która wdaje się w romans z jej młodym przywódcą Zeffirellim (Timothée Chalamet). Z kolei Jeffrey Wright występuje jako krytyk sztuki, a Bill Murray to redaktor naczelny.
Nie mam pojęcia z jakiej planety pochodzi Wes Anderson, ale to musi być planeta niezwykła. Nasz uzdolniony stylista kina powraca z kolejną opowieścią, która tym razem dzieje się we francuskim miasteczku lat 70. Tutaj znajduje się redakcja amerykańskiego „Kuriera Francuskiego” – dodatku do wydaia Liberty, Kansas Evening Sun. A sam film jest nietypowy, bo to nowelowa historia wokół ostatniego wydania tej gazety. Dlaczego ostatniego numeru? Bo zmarł redaktor naczelny Arthur Howitzer Jr. (Bill Murray kolejny raz będący Billem Murrayem), a ten w swoim testamencie zapisał, że wraz z jego ostatnim tchnieniem „Kurier” ma zniknąć z powierzchni ziemi.
Na początek mamy relację z dnia codziennego, gdzie poznajemy miasteczko Ennui-sur-Blaze. Przez te kilka minut poprowadzi nas Herbaint Sazerac (Owen Wilson) na swoim rowerze, łamiąc czwartą ścianę. To jednak początek, bo potem dostajemy trzy, większe historie. I jakież to są opowieści. W pierwszej poznajemy Mosesa Rosenthala (cudowny Benicio Del Toro) – skazanego za podwójne morderstwo więźnia, co przebywa w szpitalu psychiatrycznym. Tam odkrywa w sobie talent artystyczny (dokładnie malarski), zaś jego muzą staje się… strażniczka Simone (eteryczna Lea Seydoux). Druga historia dotyczy rewolucji studentów kierowanej przez niejakiego Zeffirelliego (Timothee Chalamet) przeciwko rodzicom. Z kolei trzecia miała być relacją Rosebuck Wrighta (fantastyczny Jeffrey Wright) z kolacji u komisarza policji (Mathieu Amalric), gdzie na posterunku pracował mistrz kuchni, porucznik Nescaffier. Jednak wieczór kończy się porwaniem syna policjanta oraz pościgiem za bandziorami.
Czyli mamy tu swoistą mieszankę gatunkową, gdzie wszelkie emocje zmieniają się jak w kalejdoskopie: od śmiechu po łzy, gdzie radość i tragedia przeplatają się ze sobą niczym w niezapomnianym tańcu. I już od pierwszej sceny widać, że to jest film Wesa Andersona z niepodrabialnym stylem, choć jest jedna istotna różnica. Film przez większość czasu jest… czarno-biały, a kolor pojawia się nagle i niespodziewanie. Głównie w scenach, kiedy naczelny czyta tekst artykułu przy jego autorze (to się pojawia niczym refren), ale nie tylko. Reżyser ciągle bawi się formą (jedna scena jest opowiedziana w formie… spektaklu teatralnego, zaś pościg policyjny zmienia się w… komiksową animację), a akcja miejscami tak pędzi na złamanie karku, iż nie ma czasu na rozsmakowanie się detalami. Każda z relacji jest opowiadana z offu przez każdego autora (kolejno: Tilda Swinton, Frances McDormand i Jeffrey Wright), choć w przypadku pierwszej i ostatniej mają one swoją klamrę – pierwsza jest odczytem, a ostatnia wywiadem w telewizyjnym talk-show. W zasadzie styl Andersona wydaje się doprowadzony do ekstremum i wątpię, żeby dało się w nim jeszcze coś upchnąć. Ale pewnie na to stwierdzenie reżyser powie: potrzymaj mi piwo! i znowu nas zaskoczy.
Ale jednocześnie „Kurier Francuski” poza zabawą formą oraz kreowaniem kolejnego świata Andersona z ekscentrycznymi postaciami i absurdalnym humorem jest czymś jeszcze. To hołd złożony wobec zawodu dziennikarza. Osoby, która nie ogranicza się tylko do siedzenia za biurkiem oraz stukania tekstu na maszynie do pisania. Jest ona także uczestnikiem wydarzeń, czasem nawet próbując ingerować (rewolucja szachowa), co może wywołać pewien konflikt.
A wszystko opowiada w bardzo kwiecistym stylu, godnym najlepszych gawędziarzy. I się tego słucha oraz ogląda z niekłamaną przyjemnością. Aż chciałoby się tam pracować. Szkoda, że takich miejsc już nie ma.
Radosław Ostrowski