JEDENASTE: ZNAJ SĄSIADA SWEGO – Przegląd Kina Europejskiego
REALIZACJA | OBSADA |
Reżyser – Daniel BrühlScenariusz – Daniel KehlmannZdjęcia – Jens HarantMuzyka – Moritz Friedrich,Jakob GrunertMontaż – Marty SchenkScenografia – Susanne Hopf | Daniel Brühl – DanielPeter Kurth – BrunoRike Eckermann – HildeAenne Schwarz – ClaraGode Benedix – MichaVicky Krieps – Nowa lokatorkaJustine Hirschfeld – Niania Conchita |
O FILMIE:
Daniel jest wziętym niemieckim aktorem przyzwyczajonym do tego, że wszystko idzie po jego myśli. Mieszka w ekskluzywnym lofcie w prestiżowej berlińskiej dzielnicy, ma piękną żonę, a poukładane życie rodzinne idzie w parze z zawodowymi sukcesami. Mężczyzna jest gotowy, by zrobić kolejny duży krok w aktorskiej karierze. Ma to być rola w popularnym amerykańskim filmie o superbohaterach. Szczegóły utrzymywanej w tajemnicy propozycji ma poznać na przesłuchaniach w Londynie. Zanim jednak dotrze na lotnisko, znajdzie chwilę, by wstąpić na kawę do baru za rogiem. Jedynym klientem tego klimatycznego miejsca jest Bruno, który, jak się okazuje, na ten moment czekał od dawna. Nie chodzi jednak o autograf czy wspólne zdjęcie, a nieuchronną konfrontację dwóch zupełnie odmiennych życiowych postaw.
Przebranżowienie bywa trudne, a wysiłek nie zawsze odpłaca się pracą w komfortowych warunkach – jak zauważa jeden z głównych bohaterów debiutanckiego filmu Daniela Brühla. O ile znany z występów u Tarantino i w superprodukcjach Marvela aktor, podejmując się reżyserskiego fachu, nie doświadcza finansowych kłopotów początkującego twórcy, niewątpliwie mierzy się z artystycznymi pułapkami czyhającymi na gwiazdę po drugiej stronie kamery.
Fabuła Jedenaste: znaj sąsiada swego przedstawia dzień z życia odnoszącego spore sukcesy aktora (w tej roli Brühl grający samego siebie). Kiedy w drodze na lotnisko i przesłuchanie do wielkiej produkcji superbohaterskiej wchodzi na małą kawę do pobliskiego bistro, spotyka starszego mężczyznę, który przejawia zaskakującą wiedzę na temat intymnego świata jego i jego bliskich. Pomysł osadzenia całości akcji w kameralnej przestrzeni jest prosty, aczkolwiek scenariusz aż kipi od autorefleksyjnej satyry na świat celebrytów, historiograficznych drwin w kierunku kina głównego nurtu oraz trochę sentymentalnej krytyki gentryfikacji berlińskiej dzielnicy Prenzlauer Berg. Na deskach romantycznie tradycyjnego baru debiutant wystawia teatralną tragikomedię o delikatnie magicznym zabarwieniu, w którym do głosu dochodzą duchy Wschodnich Niemiec i spersonifikowane sumienie głównego bohatera.
Po części voyeurystyczny thriller polityczny, po części czarna komedia rodem z najpopularniejszych drobnomieszczańskich przedstawień – obraz ten ma ambicje społecznego barometru… być może trochę na wyrost. Dzięki wielowątkowym dyskusjom Daniela i Bruno (Peter Kurth), Niemiec rysuje zależności między pokoleniami i mniejszościami stołecznego kulturowego tygla oraz szuka odpowiedzi na ich problemy w niełatwej historii podzielonego miasta. Nie jest to na pewno tak subtelnie zniuansowany portret Berlina jak arcydzieło Wima Wendersa z Bruno Ganzem w roli głównej, ani tak filozoficznie głęboka analiza przemocy jak Niepogodzeni Jean-Marie Strauba. Nawet jego delikatnie fantastyczny pazur nie dorównuje ostatniej próbie Christiana Petzolda w Undine.
Odrealnienie diegezy z pomocą odrobiny absurdu jest nie tylko kluczowe dla interpretacji samego tekstu, ale pozwala na tchnięcie jakiejkolwiek energii w tę poprawnie, lecz bardzo akademicko pod kątem formalnym, zachowawczo wręcz zrealizowaną słowną przepychankę. Daniel co rusz próbuje wydostać się z baru, lecz tajemnicza siła bezustannie prowokuje go do powrotu. Rozpadająca się toaleta i wszechobecne muchy sugerują rozkład moralny, kolejne kufle piwa stają się kulami u nogi – nie inaczej niż w Na krańcu świata Teda Kotcheffa, a cztery ściany lokalu i sąsiadujące przecznice przeobrażają się w więzienie niczym SoHo w Po godzinach.
Te intertekstualne nawiązania wydają się być odpowiednim narzędziem do opisu utworu, który w gruncie rzeczy przedstawia aktorski proces przygotowań do roli i niepohamowaną żądzę poznania historii, jaka kryje się za przywdziewaną maską. W tym wypadku to rola odgrywania samego siebie, a raz wsiadając na karuzelę zazdrości i inwigilacji, trudno bohaterowi odejść od stołu zastawionego poufnymi informacjami na jego własny temat.
Podsycone humorem dochodzenie w sprawie osobistego szczęścia na tle borykającego się z natłokiem przemilczanych grzechów społeczeństwa, wychodzące spod ręki cenionego na lokalnym rynku aktora, który postanowił odwrócić filmowe role, nie jest dla Polaków niczym nowym. Z Jerzym Stuhrem i chociażby jego Historiami miłosnymi debiut Brühla łączy coś jeszcze. Oba dzieła otwiera i zamyka narracyjna rama, sugerująca wielość i cykliczność prezentowanych dramatów oraz sądów nad miejskimi duszami – przez Boga lub sąsiada z bloku naprzeciwko.
Tomasz Poborca – PEŁNA SALA