DKF „Wymarzony”
„WYMARZONY”
Reżyseria: Jeanne Herry
O FILMIE:
Alice od lat marzy o dziecku, ale wie, że nigdy nie będzie mogła urodzić. Maleńki Theo zaraz po narodzinach zostaje oddany przez nastoletnią matkę. Jean od lat prowadzi tymczasowy dom dla dzieci, czekających na swoich nowych rodziców. Losy tej trójki splotą się w opowieści o poszukiwaniu miłości i własnego miejsca na Ziemi. Theo trafia pod opiekę Jeana. Między chłopczykiem, a jego tymczasowym tatą rodzi się silna więź. Jean ze zdumieniem dostrzega, jak dużo chłopczyk rozumie ze swojej sytuacji i jak wiele potrzebuje uczucia. Tymczasem Alice jeszcze raz musi udowodnić sobie i światu, że jest gotowa do roli matki. Jej spotkanie z Theo i Jeanem okaże się decydujące dla całej trójki. Czy chłopczyk jest gotowy na kolejną zmianę w swoim krótkim życiu? Jak zniesie rozstanie z Jeanem? Czy w oczach Alice zobaczy swoją nową mamę?
Sierota, niemowlę, adopcja, poświęcenie i wielka miłość. Temat na dokument, ale nie na obraz fabularny. No bo jak zainteresować widza czekaniem, nadzieją, długim i żmudnym procesem administracyjnym i wyczerpującym, bardzo emocjonalnym procesem adopcji. Zwłaszcza że we Francji adopcja to prawdziwa droga krzyżowa, która ciągnie się latami. Przykładem Alice (Elodie Bouchez, wyjątkowa), która decyduje się walczyć o prawo do macierzyństwa jako szczęśliwa trzydziestoletnia mężatka, a wchodzi do kręgu potencjalnych wybrańców po dziesięciu latach jako kobieta rozwiedziona i samotna – ma przy tym dużo szczęścia, bo zmiany prawne właśnie zezwoliły na adopcję przez osoby samotne.
Jeanne Herry, autorka scenariusza i reżyserka, towarzyszy ostatnim trzem miesiącom, prowadzi świetnie udokumentowany scenariusz jak thriller, w którym walczy się o prawo do szczęścia i do życia spełnionego, do życia w miłości. Każda postać odgrywa swoją rolę w tym emocjonalnym labiryncie, każdy pracownik socjalny może się przyczynić do happy endu albo go zniszczyć jednym podpisem.
Na początku jest młoda dziewczyna w ciąży. Nie chce dziecka, jest licealistką, wie, że rodzina nie będzie chciała i potrafiła jej pomoc. Jej postać jest wzruszająca, jej ból, kiedy odmawia kontaktu z synkiem zaraz po porodzie, rozdzierający. Do akcji wkracza pracownica opieki socjalnej, która pozwala kobiecie nabrać dystansu do traumatycznych przeżyć, pozwala zmniejszyć poczucie winy. Przynosi akceptację, ta zaś ociepla chłód samotności – bo młode kobiety, nastolatki, przechodzą przez koszmar porodu i separacji od niemowlaka często same, we wstydzie i nieuchronnej depresji.
Malutki Théo jest pozbawiony matczynego ciepła i miłości, ale staje natychmiast w centrum uwagi administracji socjalnej, której celem jest doprowadzenie do spotkania z przyszłą mamą. Matka biologiczna ma czas do namysłu, zanim podpisze dokument ostatecznego zrzeczenia się praw rodzicielskich, a potem jeszcze dwa miesiące na zmianę zdania. Przez ten czas niby krótki, ale jakże długi dla niemowlaka zawieszonego w emocjonalnej próżni, zajmuje się nim rodzic zastępczy. Jeanne Herry powierzyła tę rolę mężczyźnie o temperamencie Gilles Lelouche’a, znanego z komedii i z wybuchowego stylu macho. No i tym razem niespodzianka – Gilles okazuje się najbardziej czułym, ciepłym i wzruszającym ojcem zastępczym, któremu nie brakuje też sex-appealu. I jego pierwszego zaniepokoi brak aktywności niemowlęcia. Być może grozi dziecku opóźnienie w rozwoju?
Po drugiej stronie łańcuszka miłości śledzimy Alice, jej gorączkę i nieśmiałość, bo tak bardzo chce wierzyć, ale przeżyła już tyle nadziei i rozczarowań… Alice jest wspierana przez Lydie, pracownicę socjalną, która śledzi jej drogę przez administracyjną mękę od lat i wie, jak bardzo Alice czeka na dziecko. Kandydatka ma już czterdziestkę, straciła męża, jej praca nie jest zbyt stabilna i lukratywna, ale jej potrzeba przekazania miłości rośnie z każdą chwilą. Podczas „Rady Rodziny”, grupy, która podejmie decyzję i wyda ostateczny werdykt, dyskusja jest gorąca. Każdy reklamuje i broni swego protegowanego. Alice, raz jeszcze, będzie miała sporo szczęścia.
No i w końcu nadchodzi moment, który zapada widzowi głęboko w serce. Moment spotkania nowej rodziny, moment poznania i zrozumienia, że już nikt nigdy małemu Théo mamy nie odbierze i że Alice już nigdy więcej nie będzie samotna. Wspaniały happy end i emocje, których we współczesnym kinie nie spotyka się często. Elodie Bouchez ma twarz madonny z dzieciątkiem właśnie.
Film kobiet z mężczyzną w roli matczynej, tak intymny i tak serdeczny to prezent w czasach galopującej nienawiści. Do zobaczenia, pokochania i przemyślenia. Z ekranu emanuje ciepło podsycane przez wspaniałe aktorstwo i empatyczną kamerę. Ta historia musiała skończyć się dobrze.
Grażyna Arata, Wymarzony, „Kino” 2019, nr 05, s. 83